Generalnie mam słabe rozeznanie na temat australijskiej sceny muzycznej i rzadko kiedy zdarza mi się sięgać po zespoły stamtąd, a jeśli już to najczęściej jakieś postpanki i tego typu wynalazki. Sensownych nowych kapel spod znaku pastelowych gitar i onirycznych wokaliz nie ma tam raczej zbyt wiele, a vhs dream to pierwsza przy której zatrzymałem się na dłużej. Duet z Melbourne raczy nas solidną dawką mocno eterycznego dreampopu – ich debiutancki krążek “Departure” to bardzo rzetelnie zrealizowany amalgamat brzmień gdzieś między “Victorialand” i “Just For A Day” wiadomych zespołów. Może nie do końca odpowiednia muzyka na tę porę roku, ale tak czy inaczej bardzo fajny album.