Jeśli to w ogóle można nazwać wydaniem, bo sądząc po długości i wyglądzie to raczej demo. Płyta z papierową naklejką zapakowana w kopertę z czarno-białym nadrukiem: awers przedstawia ciemne złowrogie chmury na tle nieba, a na rewersie zdjęcia muzyków i szczypta informacji. Choć w skali światowej wypadają blado to śmiało powiem, że to mój ulubiony zespół z Rosji. Prosty, melodyjny rock gotycki w stylu lat 80-tych. Bardzo przypomina wczesne dokonania Love Like Blood, Jesus & the Mary Chain, The Damned i trochę naszą Pornografię. Rosjanie występowali w 2004 roku w Bolkowie, bardzo się spodobali, zaprezentowali nieco więcej materiału, co daje nam nadzieję, że szykują dłuższą, być może oficjalną płytę. Ich styl sceniczny wskazuje na fascynację dekadentyzmem XIX wieku i jednocześnie spore przy tym poczucie humoru i dystans. Ubranka retro, meloniki, czarno-białe pasiaste podkoszulki jak z tamtych czasów i makijaże a’la Joker z Batmana, wprawdzie trochę kiczowate, ale może o to chodziło. Pomimo, że jest w ich muzyce wyczuwalna jakaś nostalgia, to utwory są skoczne i można sobie wesoło popląsać, szczególnie przy tytułowym Black Clouds, Red Skies,no i oczywiście zgodnie z sugestią artystów przy Dark Danceflor. Po czwartym utworze następuje kilkuminutowa pauza i na tej samej ścieżce znajdziemy jeszcze hidden track – nieopisany utwór koncertowy, jeszcze bardziej żywiołowy od poprzednich. Całość jest tak dobra, że szkoda tylko, że to takie krótkie. Oby tak dalej, Panowie!.
Gothfryd
The Unholy Guests – “Black Clouds, Red Skies” – Wydanie Własne 2003