Nie mam pojęcia dla kogo (oprócz, oczywiście, samych muzyków) jest ten album. Fani gotyku/punka/deathrocka pewnie ją odrzucą jako zbyt popową, a dla nastoletnich miłośników “mrocznawych” kapelek pewnie będą oni zbyt mało popularni.
Pierwszy album tego dosyć nowego, ale tworzonego przez weteranów (wokalistka to znana DJ’ka, a gitarzysta grał w deathrockowym Kill Sister Kill) zespołu nie daje mi zbyt wiele radości. Smutku zresztą też nie. Duża część utworów zagrana jest bez polotu, jakby muzykom brakowało pomysłów. Tu i ówdzie mamy jakieś elementy rockabilly czy punk rocka – generalnie muzyka The Tell-Tale Heartbreakers jest dosyć eklektyczna, ale nie przekonuje mnie to. Fajne jest co prawda to, że wokalistka w wolniejszych momentach śpiewa jak Siouxsie, a utwór “Genevieve” to konkretny kawałek, ale to trochę za mało, by wzbudzić u mnie szybsze bicie serca. Sprawę pogłębia fakt, że po przesłuchaniu tych dziewięciu (+ ukryty rockabillowy bonus) utworów w zasadzie trudno mi było cokolwiek zanucić. Ta płyta to typowy średniak, który szału na scenie muzycznej raczej nie wzbudzi. Liczę na to, że ich następne wydawnictwo będzie lepsze, o ile oczywiście się do tego czasu, zniechęceni nieprzychylnymi recenzjami, nie rozpadną.
The Tell-Tale Heartbreakers – “The Tell-Tale Heartbreakers” – Damnation Records 2007