Gdyby zmielić kilka znanych zespołów nurtu darkwave z szybkim rockowym graniem, wsadzić w mroczny garnitur, który jest niestety o kilka rozmiarów za mały, szwy pękną i ze środka wypłynie muzyczne spaghetti a la italiana, czyli The Stompcrash.
Rzadko zdarza mi się ostra niechęć do recenzowanego materiału, objawiająca się po pierwszym, drugim i dziesiątym odsłuchu, jednak w tym przypadku nie pomogło nic, nawet teledysk “Wake Up In A Grave” i dalekie zależności łączące mnie z całym projektem.
Już na samym początku objawia się inny włoski zespół – Runes Order i klimat utworu “Memories”, jednak mroczny tytuł nie przynosi ratunku słabej oprawie muzycznej. Dla sympatyków maniery wokalnej a la Client, zespół serwuje kolejny utwór – “Like A Noise”, gdzie zgrzytliwa gitara o niezbyt sprecyzowanej nucie wysnuwa się na plan pierwszy. Ratunkiem mógłby być motyw klawiszowy, który jednak jest słabo rozbudowany i za mało wyeksponowany. “Watching Me Fall” za sprawą tytułu przynosi skojarzenia z pewnym zespołem, lecz tu muzyczny zwrot w kierunku Phantom Vision i Deine Lakaien. Refren jest najmocniejszą stroną kompozycji, jednak odnosi się przykre wrażenie, iż każdy sobie rzepkę skrobie, skąd wynika rozbieżność między partią wokalną a instrumentalną, istniejącą jakby osobno i zamiast komponować interesującą melodie, tworzą zbyt dużo niepotrzebnego hałasu. Kocia muzyka w numerze następnym mogłaby zostać uratowana dobrą partią klawiszową, które jednak ponownie tylko nieśmiało przebijają z gąszczu nieładu i szumu. “Dorian” jest dość ładną kompozycją, wyróżniającą się na tle reszty materiału, jednak z uwagi na temat i lekkość brzmienia, denerwuje zbyt surową manierą wokalną, natomiast gitara akustyczna pomieszana z elektryczną i wyraźnym syntezatorem w tle dowodzi jedynie przekonaniu, iż dużo nie zawsze znaczy lepiej. Dalej leje się na nas kubeł zimnej wody po lirycznym i wysublimowanym “Dorianie” otrzymujemy kolejną porcję wątpliwej wartości wokalu oprawionego w barokową ramkę pozlepianą w garażu z niesprecyzowanych dźwięków. Optymistyczny jest tytuł kawałka następnego i można by przeczuwać jakiś powiew świeżości – “I Will Kill Myself” rozpoczyna całkiem ładne brzmienie, jednak denerwujący, zbyt zadziorny śpiew niezbyt trafnie komponuje się z liryczną całością, pomimo męskich partii które nieco ratują utwór.
Nieprzerwanie odnosi się wrażenie jakiegoś muzycznego bigosu i tak byłoby może do końca albumu, gdyby nie nagła odmiana wokalna w utworze “The Wind That Moves The Flowers”, gdzie denerwująca maniera wokalistki wreszcie zostaje zastąpiona czymś bardziej neutralnym i gdyby nie zbyt mocno akcentowane słowa, liryczny klimat wraz z ciekawym motywem rodem zza grobu, obroniłby się znakomicie. Numery takie jak “Wake Up in A Grave” czy “Mountains of Madness” nie przynoszą rewelacji i oryginalności, choć gdyby zrezygnować z patetycznego natchnienia na rzecz lżejszej gitary, materiał byłoby zdecydowanie łatwiej strawić. “Requiem Rosa” – dla tych co mają dobre jelita.
The Stompcrash – “Requiem Rosa” – Nomadism Records 2007