Mało jest zespołów, które posiadają konkretny pomysł na swój wizerunek sceniczny. Najczęściej image grupy nawiązuje do tworzonego przez nią rodzaju muzyki, co nie wypada zbyt oryginalnie i intrygująco. The Residents natomiast od samego początku swojej działalności, czyli od lat 60-tych XX wieku, posiada niepowtarzalny styl, a zarówno historia grupy, jak i życie prywatne jej muzyków owiane są tajemnicą. Kilka osób ubranych we fraki, z głowami schowanymi w ogromnych jednookich kulach od prawie czterdziestu lat nagrywa płyty i filmy. Nigdy nie zdradziły one swojej prawdziwej tożsamości, a za udzielanie wywiadów odpowiedzialni są zupełnie inni ludzie. Wszystko to sprawia, że projekt stał się kultowy. Nie byłoby jednak aż tak wielkiej rewelacji, gdyby nie doskonałe brzmienie, jakie wydobywa się z jego instrumentów. Pod względem ilości nagranych płyt The Residents powala na łopatki nawet Legendarne Różowe Kropki – zespół wydał sześćdziesiąt krążków. Jakby tego było mało, stworzył jeszcze trzy projekty zarejestrowane na cd i zrealizował kilkanaście filmów krótkometrażowych. Długo zastanawiałam się, jakie wydawnictwo zrecenzować – w ostateczności wybrałam wydane w 2002 roku “Petting Zoo”. Nie bez powodu zdecydowałam się na ten longplay – jest on zbiorem największych hitów, jakie nagrało The Residents.
Od razu po włączeniu płyty urzekają doskonale zaaranżowane gitary, w pierwszych sekundach utworu “Betty’s Body” często pauzujące. Nie są bardzo potężne, ale mają w sobie dużą moc. Polecam przede wszystkim fragment mający swój początek trzydzieści pięć sekund po pierwszej minucie, kiedy zaczyna się krótka solówka – tutaj elektryki są świetnie przesterowane i soczyste. Takich solówek jest w pozycji otwierającej album o wiele więcej, a doskonale uzupełniają je elektroniczne smaczki i klawiszowe wstawki. Całość łagodzą damsko-męskie chórki następujące w przejściach po niemalże recytowanej zwrotce. Takowe pojawiają się też w refrenie, ale służą jedynie za tło do matowego wokalu. Mimo tych wszystkich urozmaiceń “Betty’s Body” brzmi dość surowo i ze spokojem mogę stwierdzić, że zawiera kolaż różnych, idealnie ze sobą zgranych motywów. W nagraniu numer trzy również zaciekawiają gitary – tutaj zaczyna się od króciutkiego, zgiełkliwego intro. Taki hałas zastosowano w całym nagraniu, a pod koniec jest on bardzo intensywny, niemalże kujący w uszy. “Kick a Picnic” także składa się z recytowanych zwrotek – na pierwszym planie jest spokojny wokal, a w tle słychać (trochę nieładne sformułowanie, ale tylko ono oddaje charakter kawałka) dziwne bełkotanie. Są też chórki wprowadzające sporo niepokoju i napięcia. Utwór jest krótki, trwa trochę ponad dwie minuty, ale zawiera ogromny ładunek emocji i pewną dozę tajemniczości. Wspomniane wcześniej charakterystyczne brzmienie gitar jest kluczem do prawie każdej kompozycji zawartej na “Petting Zoo”. Ważnym elementem albumu jest też śpiew – można odnieść wrażenie, że muzycy bawią się uczuciami aby stworzyć groźny i intrygujący klimat. Na zmianę pojawiają się mocne partie śpiewane i delikatne wokale, niekiedy trochę przerobione za pomocą maszyn elektronicznych. W “God Magic Finger Road” można usłyszeć także interesujące bębny, a “Hanging by his Hair Road” posiada urzekającą melodię i niesamowity finisz składający się ze stopniowo tłumionych klawiszy. Ciekawą pozycją jest również pół-akustyczny utwór “Boy in Love”. Ja słyszę w nim trochę nawiązań do country… Album zamyka nagranie “Icky Flix Theme” – sądząc po czasie jego trwania (niecała minuta) mniemam, że jest to po prostu outro. Nie ma wokalu, nie ma gitar, wybrzmiewa tylko delikatna, relaksująca elektronika. Bardzo chilloutowa, ale nadal wywołująca dreszcze.
Po dokładnym zapoznaniu się z muzyką zawartą na “Petting Zoo” można odnieść wrażenie, że The Residents za pomocą longplaya oddaje wszystko to, co kryją najskrytsze zakamarki ludzkiego umysłu – dźwięki chwilami są naprawdę schizofreniczne. Minimalizm przeplata się z eksplozją instrumentów, mocny wokal współgra z niewinnym chórkiem, a lęk i strach funkcjonują obok potężnej energii. Tylko mistrzowie potrafią połączyć to w taki sposób, aby wszystko doskonale do siebie pasowało i tworzyło przejrzystą całość. Płytę polecam każdemu, kto szuka w muzyce niebanalnych rozwiązań i eksperymentów z najwyższej półki.
The Residents – “Petting Zoo” – East Side Digital 2002