Czasy się zmieniają, nadchodzą i odchodzą nowe mody, upadają i powstają nowe państwa, a P. Paul Fenech wciąż prowadzi The Meteors i nagrywa kolejne płyty. „Hymns for the hellbound” to dwudziesty piąty studyjny album tej grupy – a warto zwrócić uwagę również na to, że Fenech wydał także sześć solowych płyt (choć, prawdę mówiąc, The Meteors już dawno temu stali się jego solowym projektem).
Ci, którzy spodziewają się po samozwańczych Królach Psychobilly czegokolwiek nowego, jakiejś zmiany stylu grania, wstawek ska lub deathmetalowych, są oczywiście naiwniakami. P. Paul Fenech pozostaje odporny na wszelkie mody i ani nie idzie w żaden z popularnych ostatnio w zwyrodniałym rock’n’rollu kierunków – to znaczy, że nie gra ani rzeźnickiego psycho z ciężkimi gitarami, ani nie łagodzi swej muzyki, by uzyskać poklask wśród szesnastoletnich fanek Horrorpops i Tiger Army. Jego teksty to wciąż historie z tanich horrorów. The Meteors to jeden z tych zespołów, które cały czas grają to samo… Z zastrzeżeniem takim, że wraz z upływem lat zmienia się nieco brzmienie – wiadomo, w końcu możliwości studia z obecnych czasów a tego sprzed niemal 30 lat to niebo i ziemia. Na słowach, iż Meteors wydali nową płytę mógłbym w zasadzie zakończyć tę recenzję, ale w końcu nawet nigdy nie zmieniający się Ramones nagrywali lepsze i gorsze płyty. Tak więc… Wciąż mamy chrapliwy głos lidera, wyraźny kontrabas, obowiązkową kiepską okładkę (choć, w porównaniu do np. „Stampede”, jest to wręcz arcydzieło), jest kawałek instrumentalny (całkiem niezły), westernowe wstawki (to mi się najbardziej podoba!)… Generalnie jest dobrze, słucha się tego przyjemnie, ale ja z chęcią usłyszałbym po latach jakąś odmianę – na to już jednak nie liczę i podejrzewam, że kolejne 25 płyt będzie identyczne. Jakimś dziwnym trafem solowe płyty Fenecha – choć od macierzystego zespołu różniące się w niewielkim stopniu – bardziej mi ostatnio podchodzą.
The Meteors – “Hymns For The Hellbound” – People Like You 2007