The Flesh Eaters powstali w roku 1977 i istnieli przez 6 lat. Przez ten czas udało im się nagrać cztery płyty z muzyką będącą połączeniem rockabilly, bluesa, punk rocka i jazzu; dla wielu byli, nie tylko dzięki muzyce, ale i makabrycznym tekstom, prekursorami deathrocka. Z zastrzeżeniem, że raczej nie deathrocka granego przez Christian Death, lecz tego wykonywanego przez 45 Grave – czyli tej jego mniej dramatyzującej, a traktującej tematykę liryczną bardziej z przymrużeniem oka odmiany. Być może mieli również jakiś wpływ na rodzące się w tym samym czasie psychobilly, ale nie mam żadnych informacji na ten temat, więc pozostaje to jedynie w sferze moich przypuszczeń.
Głównym punktem odniesienia dla The Flesh Eaters będą chyba The Cramps; to właśnie z twórczością zespołu Luxa Interiora najbardziej kojarzy mi się ich muzyka. Brzmią bowiem równie garażowo i rozrywkowo. „A minute to pray, a second to die” to ich druga płyta, wydana w 1981 roku. To muzyka dla cmentarnej potańcówki – nietrudno jest wyobrazić świeżo powstałych z grobów umarlaków pląsających w rytm „Satan’s stomp” albo „See you in the boneyard”. Tu i ówdzie kompozycje urozmaicane są przez klawisze, saksofon i różnego rodzaju przeszkadzajki. Podejrzewam, że równie dobrze jak na wyżej wspomnianej cmentarnej imprezie odnalazłaby się ta muzyka w którymś z filmów Quentina Tarantino lub Roberta Rodrigueza. Warto zapoznać się z tą muzyką – te 8 utworów to kawał historii, ale i autentycznie dobre i oryginalne kompozycje, do których trudno porównać cokolwiek wydawanego w dzisiejszych czasach.
The Flesh Eaters – “A Minute To Pray, A Second To Die” – Ruby/Slash Records 1981