Krążek ten to w zasadzie składanka, jednak z uwagi na fakt, że Southern Death Cult w okresie swej niedługiej działalności nie doczekał się wydania żadnego pełnowymiarowego albumu, pozycja ta stanowi jedyny ogólnie dostępny pełnowymiarowy ślad fonograficzny po tym zespole. Jest to zbiór wszystkich zarejestrowanych przez grupę nagrań na przestrzeni dwóch lat istnienia. Dla całej angielskiej post punkowej / gotyckiej sceny początku lat 80-tych było to zespół wyjątkowy, podobnie jak wyjątkowa i niepowtarzalna była jego muzyka. Niniejsza płyta jest tego dokumentem i dowodem.
Southern Death Cult powstał na początku 1981 roku i od samego początku jego niekwestionowanym liderem i duchem sprawczym był Ian Astbury, późniejszy frontman The Cult. Zespół błyskawicznie zwrócił na siebie uwagę nie tylko znakomitą i dynamiczną muzyką, ale również oryginalnym image, będącym odbiciem zainteresowań Astburego kulturą indian, szamanizmem i ?mistyczną? stroną egzystencji. Ubrany w wymyślne quasi-indiańskie stroje, z wymalowaną w rytualne wzory twarzą i niezwykle ekspresyjnie tańczący na scenie Astbury stał się prawdziwym guru dla znudzonej oglądaniem smutnych post punkowców publiczności. Jak twierdzą ludzie pamiętający występy Southern Death Cult, Astbury miał od początku jakiś niespotykany dar, coś, co sprawiało, że publiczność w trakcie jego występów stała jak zahipnotyzowana albo wraz z nim oddawała się szalonemu tańcowi. Wszystko to spowodowało, że Astburego szybko okrzyknięto Jimem Morrisonem post punka, zaś zespół zdobywać zaczął coraz większe uznanie u publiczności (choć trzeba tu dodać, że wywoływał zazwyczaj skrajne reakcje, od bezgranicznego uwielbienia do otwartej nienawiści).
Kapela niestety działała krótko, bo tylko do lutego 1983 r. Przez ten czas zdążyła zarejestrować jednak trochę materiału (12?EP, singiel, sesje + nagrania koncertowe), który później został w skonsolidowanej formie wydany przez Beggars Banquet na opisywanej tu właśnie płycie. I dobrze, że tak się stało, bo dzięki temu ocalono od zapomnienia kawał pięknej muzy. W zasadzie patrząc powierzchownie, zespół Astburego nie wyróżniał się niczym szczególnym. Grał od początku dynamiczny post punkowy gotyk, bliski dokonaniom Siouxsie And The Banshees, Bauhaus czy Theatre Of Hate. Jednak to tylko pozory. Wchodząc bowiem głębiej w kawałki Southern Death Cult napotkamy na szereg niuansów, które decydują o specyficznym i niepowtarzalnym brzmieniu tego zespołu. Przede wszystkim jaskiniowo ? rytualna perkusja połączona z prawie zerowym użyciem blach (?Fatman?, ?The Crypt?) i wyrazistym brzmieniem basu, dająca brzmieniu SDC niespotykany u innych ówczesnych gotyckich kapel ciężar i siłę. Druga rzecz to fantastyczna pająkowata struktura partii gitarowych, która nadawała muzyce SDC jakiegoś tajemniczego i mistycznego charakteru, a którą potem sprytnie podkradł im znany skądinąd kolega Wayne Hussey. No i sprawa najważniejsza ? wokal. Astbury to bez wątpienia jeden z rockowych wokalistów wszechczasów, dysponujący ogromną skalą możliwości, co zresztą udowodnił później niejednokrotnie na płytach The Cult. Jego potężny, momentami trochę Morrisonowski głos sprawił, że muzyka Southern Death Cult zabrzmiała zupełnie wyjątkowo i oryginalnie.
Z utworów zebranych na płycie z pewnością wyróżnia się ?The Crypt? – ozdobiony świetną linią pianina grobowy kawałek o hipnotycznym rytualnym rytmie, jeden z niepodważalnych gotyckich klasyków. Poza tym fantastyczny ?Moya?, czy przejmujący, dynamiczny ?All Glory?, mogący się kojarzyć z najszybszymi numerami Theatre Of Hate. Ta muzyka porywa i wciąga słuchacza niczym tornado szalejące po jakieś indiańskiej prerii. Jedyna wadą niniejszego zbioru jest tylko kiepska jakość nagrań koncertowych, na szczęście jednak większość materiału wypełniają kawałki zarejestrowane w studio. W lutym 1983 roku po pożegnalnym koncercie, Astbury znudzony gotycką formułą zespołu rozwiązuje Southern Death Cult i wraz z Billym Duffy, ex-gitarzystą Theatre Of Hate zakładają Death Cult, wkrótce potem przemianowany na The Cult. To jednak już zupełnie inna historia?
Reasumując – obowiązkowa pozycja w kolekcji płytowej każdego szanującego się fana deathrocka i starego gotyku, z jej zdobyciem raczej nie ma u nas w kraju problemu. I na koniec mała ciekawostka. Jak twierdzą wiarygodne źródła to wcale nie chłopaki z The Exploited wprowadzili na wyspach brytyjskich modę na irokezy. Pierwszą osobą na rockowych scenach, która publicznie szokowała wygoloną pałą i nastroszonym paskiem był Ian Astbury. Dzisiejsze rozmaite fryzury punx / goth to w dużej mierze jego zasługa.
Southern Death Cult – “Southern Death Cult” – Beggars Banquet 1983