Okolice lat 2003-2008 to złoty czas deathrockowego revivalu, który przyciągnął do mrocznego grania nowe rzesze fanów, w tym niżej podpisanego. Część grających wówczas kapel wydaje mi się obecnie nieco siermiężna i odnosi się wrażenie, że nieco większą wagę przykładały do odpowiedniego imidżu niż poziomu muzycznego. Pins and Needles byli chlubnym wyjątkiem – wyróżniali się relatywnie normalsowym wizerunkiem, porządną produkcją i wysokim poziomem wykonawczym – zwłaszcza na swojej drugiej płycie, “Victims” z 2008. Niestety kilka miesięcy po jej wydaniu słuch o nich zaginął.