Pins And Needles powracają z nową płytą i ponownie zostawiają w tyle całą konkurencję. Niech inni jęczą, płaczą i zgrzytają zębami i patrzą (słuchają), jak się powinno grać. Oczekiwania po wydanym 3 lata temu pierwszym albumie były spore, jednak muzykom udało się im sprostać. Ani nowi fani, ani starsi słuchacze z pewnością się nie zawiodą.
John McCoy i koledzy ponownie wydali album własnym sumptem, dzięki czemu cały czas mogą podążać własną drogą i w pełni się realizować, nie idąc na żadne układy z wytwórniami płytowymi czy dystrybutorami. Chwała im za to, zwłaszcza teraz, gdy DIY oznacza głównie szmelcowate ubrania w przesadzonej cenie. Fajnie, że wciąż im się chce i nie czekają – tak jak wiele innych zespołów – aż ktoś łaskawie wyda ich krążek. Ale do rzeczy. “Victims” to dziewięć premierowych utworów, doskonale zrealizowanych pod okiem Bari Bari-ego (ex-Christian Death, Mephisto Walz, Scarlet’s Remains itd.). Wszystko stylistycznie zbliżone do debiutu – czyli melodyjny, post-punkowy deathrock, charakterystyczny mocny głos lidera, niski bas. Jest jednak kilka zmian. Muzyka zyskała nieco ogłady, kompozycje wydają się być bardziej przystępne, częściej używany jest też syntezator. Dzięki takim zabiegom zespół nie wpadł w żadną “pułapkę drugiej płyty” i nie nagrał kolejnego takiego samego albumu.
“Victims” to album świetny pod każdym względem – doskonale zagrany, wyprodukowany i wydany. Cieszy też sam fakt, że w czasach, gdy plastikowe bity przedostają się nawet do deathrocka, wciąż można grać tradycyjnie, lecz bez żadnego zapatrzenia w tzw. “oldschool”. Muzykom gratuluję kolejnego bardzo dobrego albumu na koncie, a czytającym tę recenzję – jeśli jeszcze go nie słyszeli – proponuję odwiedzenie sklepu na naszej stronie.
Michał Karpowicz
www.myspace.com/pinsandneedles
Pins And Needles – “Victims” – Wydanie Własne 2008