NFD (skrót od Noise For Destruction), to zespół założony w 2002 roku, przez byłych członków zespołów Fields Of The Nephilim, Nefilim i Sensorium, czyli Tony’ego Pettita – bas (współzałożyciel Fields Of The Nephilim, Nefilim i Rubicon), Petera “Boba” White’a – wokal/gitara (ex-Sensorium) oraz Simona Rippina – perkusja (ex-Nefilim).
“No Love Lost / Live & Unleashed” to reedycja płytowego debiutu NFD wzbogacona o dodatkową płytę “Live & Unleashed” zawierającą nigdy wcześniej nie wydane na płycie nagrania koncertowe i studyjne.Pisząc tą recenzje chciałem ominąć porównania z Fields of The Nephilim, jednak nie można tego zrobić, brzmienie zespołu (brzmienie, nie sama gra!) jest zbytnio zbliżone do brzmienia Fieldsów, co nie dziwi patrząc na to kto współtworzy NFD. Słychać tutaj i echa Fieldsowego “Elizium” (w “Awaken Part 2”) i “DawnRazor” (w “Turbine”), a wokal z kolei nasuwa pewne skojarzenia z dokonaniami Nefilim z płyty “Zoon”, podobieństw można się dopatrywać jeszcze więcej.To co mi najbardziej przeszkadza to wokal Boba, w niskim, sennym wokalu słychać typową dla wokalistów metalowych manierę, zbyt siłowo próbuje śpiewać jeszcze niższym tonem. Co wychodzi mu bardzo nie naturalnie, zdecydowanie lepiej jest gdy nie próbuje kombinować z głosem. Ale to już chyba taka tradycja, że wszystkie post-nephilimowe twory ocierają się o muzykę metalową. Już od pierwszych dźwięków “No Love Lost” słychać, że zespół przywiązuje dużą wagę do budowy klimatu w swoich kompozycjach. I naprawdę świetnie to NFD wychodzi.
Atmosfera płyty jest przepełniona melancholią, momentami aż za gęsto od niej i płyta zaczyna męczyć. Jednak na płycie są też i szybsze kompozycje jak “Turbine”, oraz okraszony dawką elektroniki “Darkness Falls”, który całkiem nieźle nadaje się także na klubowe parkiety.
Same kompozycje nie są zbyt skomplikowane, ale nie brak im tego mistycznego magnetyzmu. “No Love Lost” na pewno nie jest płytą do jednorazowego przesłuchania.
Na dodatku “Live & Unleashed” znajdują się nagrania koncertowe NFD, większość to utwory znane nam z “No Love Lost” oraz dodatkowe dwa utwory (“So Let It Begin” i “Blackened” (Art Stanton Remix)). Zespół brzmi naprawdę przyzwoicie na żywo, co słychać także na tej płycie.
Płyta na pewno powinna się spodobać sympatykom tradycyjnego brytyjskiego gotyckiego gitarowego grania, a z kolei fani FoTN powinni mieć dodatkową frajdę z odnajdywania podobieństw między NFD, a starymi dobrymi dokonaniami Mistrzów. Może i brak “No Love Lost / Live & Unleashed” pewnej iskry, czuć może i pewien niedosyt, ale to dobra płyta na długie jesienno-zimowe wieczory, noce…
NFD – “No Love Lost / Live & Unleashed” – Jungle-Records 2005