A teraz coś koszernego. Zespół Kaspar Hauser z Glasgow brzmi, jakby żywcem wyrwano ich z jakiejś starej gotyckiej składanki z połowy lat osiemdziesiątych, którą kojarzą tylko winylowe świry i nołlajfy sciągające muzę z blogspotów (pun intended). Słuchając debiutanckiej epki tego młodego projektu nie uświadczyłem co prawda ani krzty oryginalności, ale nie mam problemu ze słuchaniem tak bezwstydnego klonowania wczesnogotyckiego brzmienia, dopóki jest to robione umiejętnie – a Kaspar Hauser jak najbardziej robi to umiejętnie. Jest tu wszystko, co każdy gotycki inżynier Mamoń lubić powinien – tony reverbu na gitarze, gęste, plemienne bębny, toporny, dudniący bas i dość niedbały wokal. Udało mi się nawet dorwać jeden wywiad z nimi, ale najbłyskotliwsze stwierdzenia jakie byli w stanie z siebie wydobyć, to deklaracje typu że to podrabianie to im tak w sumie trochę przypadkiem wyszło, no i że nie śpiewają że czarno, smutno, deszcz leje, a DIY to pusty frazes. Wielce oryginalnie. No, ale dość narzekania, bo materiał nagrali całkiem fajny – dla lubiących 1919, Twisted Nerve i tego typu wynalazki będzie jak znalazł.