Ghoultown – Life After Sundown

Ghoultown - Life After SundownTego zespołu chyba nie trzeba przedstawiać. Unikalne połączenie tego, co fascynuje niegrzecznych chłopców i niegrzeczne dziewczynki. Brudny, surowy i nieokiełznany rock’n’roll z piekła rodem, teksańska masakra gitarą elektryczną, szczypta mroku i absolutna powaga jak przystało na prawdziwych rednecks z Południa odzianych w swoje opinające w kroku jeansy. Trochę garażu, trochę psychobilly, dużo country i southern rocka w sosie tex-mex. Ta mieszanka z powodzeniem sprawdza się po raz szósty począwszy od debiutanckiej EP „Boots of Hell” z 1999 roku.

Ghoultown mają na tyle wypracowany styl, że trudno jest porównywać „Life after Sundown” do którejś z poprzednich płyt. Chłopaki grają po prostu fajną muzykę w oparciu o dobrze skompletowane wzorce. To taki zupełnie postmodernistyczny twór, hamburger, zlepek różnych źródeł, który paradoksalnie zaskakuje świeżością i oryginalnością.

Bardzo łatwo i przyjemnie jest zagłębić się w proponowaną przez zespół konwencję. Włączamy płytę i przenosimy się do knajpy w stylu znanym z „Od zmierzchu do świtu”, cuchnącą tanim bourbonem i piwskiem, gdzieś na bezdrożach USA. Zaczyna się działającym na zmysły intrem „Cruel Winds of Dusk” na gitarę i trąbkę. Potem, w samo południe, jazda rozkręca się na całego. „Dead Outlaw” spodoba się na pewno fanom Motorhead. Podobne tempa i motoryka, zachrypiały wokal i mocny tekst. Gdzieś w połowie utworu pojawiają się typowo amerykańskie motywy, które będą słuchaczowi towarzyszyć już do końca albumu. W „Against a Crooked Sky” czuć, że ojcem chrzestnym Ghoultown jest Johnny Cash i wyraźnie słychać nawiązanie do „Ghostriders in a sky”. Trudno nie wspomnieć o przejmującej w tym utworze jedną z głównych ról trąbce, określanej przez wszystkich możliwych recenzentów „a’la Morricone”, i rewelacyjnym motywie pogrzebowym. „Werewolves On Wheels” budzi nieodparte skojarzenie z „Fuel” Metalliki. Poruszająca ballada o zachęcającym tytule „I Spit On Your Grave” jeszcze bardziej umacnia w konwencji. Następne jest instrumentalne „Thunder Over El Paso”, ścieżka dźwiękowa do produkcji typu spaghetti western. Klimat znów zmienia się jak narowisty koń i gdy wybrzmiewa wolny kawałek natychmiast zaczyna się szybki i zakręcony. „Find the good horse” to znowu dobre psycho. „Drink with the living dead” i mój faworyt “Train to nowhere”, pulsują bluesem i country oraz świetnymi tekstami. “London Dungeon” to cover Danziga, nawet podobnie zaśpiewany. “Under the Phantom Moon” to znowu Ghoultown w świetnej, rozpędzonej formie. Płytę zamyka tytułowe „Life after Sundown”. Samotny, zaprawiony w bojach, nieumarły kowboj rusza na swym koniu w stronę wschodzącego słońca, pijany tequilą zostawia nas tam skąd przyszedł – w zapomnianym mexican town south of the border. Polecam.

Wesołego halloween kochani.

chesnokov

Ghoultown – “Life After Sundown” – Zoviet Records 2008