Flowers In Flames to mało znany, pochodzący z Ohio kwartet grający muzykę ciężką do zaszufladkowania i podpięcia pod jakiś jeden konkretny gatunek muzyczny – z jednej strony mamy tu wpływy awangardowego rocka okraszonego glam rockowym blichtrem oraz psychodelię, a z drugiej post-punkową surowiznę i żywiołowość wzbogaconą turpizmem i klaustrofobicznym deathrockiem. Zestawienie intrygujące i bardzo ciekawe.
Spotkałem się z opinią, że gdyby Christian Death powstało pod koniec lat 60′ to grałoby właśnie tak jak Flowers In Flames – faktycznie, można się zgodzić z tym stwierdzeniem, zwłaszcza, że wiele elementów na debiutanckim albumie Flowers In Flames przypomina brzmieniem nagrania Christian Death z epoki “Catastrophe Ballet”, czy też, ale już w mniejszym stopniu, “Only Theatre Of Pain” przepuszczone przez “hipisowski”, bardziej odprężony (narkotycznie?) filtr – a nad tym wszystkim unosi się wszechobecny duch muzyki Velvet Underground. Krążek leniwie rozpoczyna się od chyba najspokojniejszego na całej płycie utworu “Introspection”, po nim ciśnienie narasta – robi się mroczniej, dekadencko, momentami romantycznie, a z każdym kawałkiem niepokój narasta lawirując między jawą i snem. Przez plemienne, połamane rytmy przebijają się jazgotliwe gitary snujące zapadające głęboko w pamięć melodie, od których nie łatwo się odpędzić. Mocny, przekonywujący wokal Davida Chaveza kontrastujący z donośnym głosem Cynthii Dimitroff – której to wokal przypomina mieszankę wokalu Eve O. i Siouxsie Sioux – świetnie się uzupełniają, przyprawiając słuchaczy o ciarki na plecach. Na płycie nie brakuje potencjalnych przebojów, moimi faworytami są dynamiczny “Shadows And Darkness”, czy złowrogi “Cursed With A Flame”, znaleźć też można magnetyczne ballady (chociaż ciężko je tak nazwać) choćby takie jak “Last Days” i “Third Wave”.
Debiutancka płyta Flowers In Flames to żywy dowód na to, że mylą się ci wszyscy którzy twierdzą, że w muzyce, a zwłaszcza w deathrocku czy gotyku, było już wszystko – zespół nagrał bardzo dobry, przemyślany pod każdym względem album, który brzmi bardzo świeżo i oryginalnie. Krążek ten od długiego czasu gości w moim odtwarzaczu i często do niego wracam – to chyba najlepsza rekomendacja.
Flowers In Flames – “Flowers In Flames” – Flowers In Flames 2008