Ten drugi się ze mną nie zgadza w temacie tego zespołu, ale to już jego problem. Wbrew pozorem nasze gusta trochę się różnią.
Lata 90. to bardzo mroczny okres dla muzyki tzw. gotyckiej – mroczny w bardzo złym tego słowa znaczeniu. Z jednej strony scenę zaanektowały zahaczające o metal hordy klonów Eldritcha i McCoya, z drugiej – poubierani w lateks twórcy tandetnych, plastikowych bitów.
Jednym z niewielu powstałych w tym okresie zespołów, który zawsze trzymał fason, jest Faith And The Muse. Zespół Williama Faitha i Moniki Richards nigdy nie nagrał płyty, której musiałby się wstydzić, a ich granie z mieszającymi się wpływami gotyku, darkwave i folku nigdy nie zahaczało o kicz. To zapewne zasługa post-punkowych i deathrockowych korzeni muzyków, znanych wcześniej z takich składów, jak Shadow Project, Christian Death (to z Rozzem), Wreckage czy Strange Boutique.