Mniej więcej pod koniec lipca stwierdziłem, że będę w stanie napisać recenzję tej niewydanej jeszcze płyty bez usłyszenia ani jednego kawałka z niej. Delikatnie rzec biorąc można powiedzieć, że była to recenzja dosyć krytyczna, kończąc ją wyrażałem jednak nadzieję, że się mylę i że płyta będzie dla mnie wielkim zaskoczeniem i największą niespodzianką ubiegłego roku. Myliłem się.
Zacznę od tego, że niemal wszystkie utwory na “Well-Known Pleasres” to odgrzewane kotlety, znane fanom zespołu już od dawna i nawet to, co się na niej pojawia teoretycznie po raz pierwszy, jest już od dawna znane z koncertów. Pewnie jednak nie każdemu będzie to wadzić, jako że większość ludzi woli oczywiście te piosenki, które już zna. Void i Betrayal z pewnością również.
Mamy więc 10 kawałków w znanym dobrze stylu gotyckiego disco, sprzedanych pod szyldem “najbardziej oczekiwanego gotyckiego debiutu ostatnich lat”. Jeśli ktoś czekał na szereg znanych od lat zagrywek i dźwięków, to pewnie oszalał z radości – i nie chodzi mi w tym wypadku o to, że te kawałki były już wszystkim świetnie znane, a o to, że ja to wszystko już nie raz i nie dwa słyszałem w twórczości innych wykonawców. Cały album jawi mi się właśnie jako taki zlepek starych, dobrze znanych zagrań z twórczości Sisters of Mercy czy Fields of The Nephilim (to są tylko dwa, wzięte pierwsze z brzegu, przykłady). Poziom kreatywności czegokolwiek jest tu niemal zerowy, łącznie z zamykającym całość coverem Joy Division, który może i zaczyna się całkiem intrygująco, ale potem coś w nim “siada”, po czym jest przeciągany w nieskończoność. Wszystko oczywiście uzupełniono bitami, samplami i grobowym, wymuszonym wokalem Voida.
Jestem pewien, że płyta duetu z Kluczborka znajdzie swoich odbiorców (już zresztą znalazła) i wcale mnie to nie dziwi, ale dla mnie jest to jednak po prostu kolejny kawałek gotyckiej sztampy, który ani trochę nie wybija się ponad przeciętność.
Michał Karpowicz
Deathcamp Project – “Well-Known Pleasures” – Vision Music 2008