Nie wszyscy podzielają mój entuzjazm, ale ja osobiście uważam, że jest to najlepszy album Cinema Strange. Trzecia płyta kalifornijczyków okazuje się ich najbardziej surowym i czadowym wydawnictwem, zwłaszcza w porównaniu do poprzedniego, o wiele spokojniejszego “The astonished eyes of evening”. Kompozycje ciągnięte są do przodu głównie przez szybki, wybijający się na pierwszy plan bas i androgyniczny głos Lucasa Lanthiera – to są dwie podstawy na tym albumie, wokół których budowana jest cała reszta muzyki. Teksty tradycyjnie są w przeważającej większości kompletnie niezrozumiałe, przez co wokal traktowany jest po prostu jako kolejny instrument budujący klimat kompozycji. Nie spodziewajcie się jednak po tej płycie samych czadów – moje wrażenie jest takie, że Lanthier i ekipa chcieli na tym albumie zebrać wszystko to, co grali do tej pory – mamy więc mocne, deathrockowe utwory (np. mój ulubiony “Needlefeet”, “Unlovely baby” czy kończący album “I remember tendon water”), jak i spokojne, instrumentalne kompozycje, które można by umieścić w jakimś czarno-białym filmie (dwa ponad siedmiominutowe utwory w środku płyty i trzy krótsze przerywniki). W niemal każdym utworze otrzymujemy oczywiście masę pomysłów i zagrywek, którymi można by obdzielić kilka innych. Wszystko, jak zwykle, pełne niepowtarzalnego uroku i klimatu.
Cinema Strange to już w sumie klasyka, więc ten album wraz z dwoma poprzednimi powinien poznać każdy, kto interesuje się klimatami batcave/deathrock. Może nie zachwyca od pierwszego przesłuchania, ale taka jest jego zaleta – to nie jest muzyka łatwa, należy ją rozgryzać i stopniowo dawkować. Gwarantuję, że nie będziecie zawiedzeni – a ja sam z niecierpliwością czekam na ich tegoroczny koncert w Bolkowie.
Cinema Strange – “Quatorze Exemples Authentiques Du Triomphe De La Musique Décorative” – Trisol 2006