Lata lecą a oni nadal grają. Zupełnie jakby mieli sobie za złe, że przespali lata 80-te (rozpad w 1980, reaktywacja w 1989 roku). Ich historia przypomina inny zespół grający punk z chwytliwymi melodiami czyli The Stranglers. Z tym, że ci ostatni wrócili niedawno zupełnie niepodobną do wcześniejszych płytą a Buzzcocks wciąż realizują swój punk/pop. I przyznać trzeba, że wciąż robią to wyśmienicie. Nowa płyta, pierwsza od czasów „Buzzcocks” (2003), to szybkie piosenki, ładne chórki, cała spuścizna brytyjskiego grania w pigułce. Tych 14 zebranych na CD nagrań słucha się naprawdę dobrze choć krótko bo każde trwa najwyżej trzy minuty. Gdzieś w tle pobrzmiewają Sex Pistols, The Smiths, The Beatles. Wiadomo już skąd czerpali Blur i inni britpopowcy. Pierwsze kilka numerów kopie w tyłek („Flat-pack Philosophy”, „Wish I never loved You”, „Reconciliation”), potem pojawiają się klawisze, jakieś efekty („Dreamin”, „Between Heaven and Hell”), solówki, wspomniane chórki („God, what have I done”, „I don’t exist”) i robi się romantyczniej gdy Pete Shelley śpiewa o kredycie („Credit”). Tekstowo na szczęście nie rozwodzą się nad kondycją narodu. Od tego Brytyjczycy mają filmy (Trainspotting, Football Factory). Nie ma też nic o Polakach a moglibyśmy być tematem numer 1 (żarcik). Generalnie lata lecą i nic się nie zmieniło. Podejrzewam więc, że wszyscy się zgodzą , że to dobrze. Polecam. Świetna płyta.
Buzzcocks – “Flat-Pack Philosophy” – Cooking Vinyl 2006