Poprzedni album śląskich Bulbulatorsów, sławetna “Punkophilia”, był jedną z najlepszych rzeczy, jakie kiedykolwiek wyszły w naszym kraju w dziedzinie punk rocka. Moja oczekiwania względem “Aut punk aut nihil” były więc dosyć spore; nie zostały niestety w pełni zaspokojone. Ale po kolei!
Pierwsze, co zwraca uwagę, to wydanie płyty. Jeszcze nigdy polska płyta nie została tak ładnie wydana! Rewelacyjna okładka autorstwa Michała Arkusińskiego (tak jak i cały projekt graficzny albumu) i ładne kolory od razu przyciągają wzrok. Przyczepić mogę się tu tylko do jednego – otóż kompletnie nie czaję idei dołączenia do płyty małego plakaciku, na którym zespół wygląda jak boys-band. Nie lepiej było dorzucić wkładkę z tekstami?
Jeśli chodzi o muzykę – dostajemy to, do czego Bulbulatorsi już nas przyzwyczaili, czyli melodyjnego punk rocka czerpiącego zarówno z dokonań Ramones, jak i brytyjskich kapel ’77. Niestety zespół sukcesywnie na kolejnych płytach zmiękcza swoje brzmienie, co jest jedną z głównych przyczyn powodujących moj niedosyt.
Album rozpoczyna dynamiczna “Sprawiedliwość”, która tekstowo niestety kuleje, bo są to takie oczywiste banały, że wokalista Burak powinien otrzymać tytuł Captain Obvious. Następnie mamy sympatyczne “Mężczyźni wolą blondynki” – i jest to zgrabny utwór, nawet mimo tego, że sam osobiście jestem raczej wyznawcą tekstu “Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki…”. “RP Jezus” i “Żyj i pozwól umrzeć” to mocne średniaki, a piąty w indeksie utwór, “Nie chcę dorastać”, to twórcze rozwinięcie popularnego w latach osiemdziesiątych szlagieru Neny “99 luftballoons” – świetna rzecz, w której gościnnie występuje… dziecięcy chórek. Potem “Pieniądze”, które nie wywołują we mnie żadnych emocji, i “Mamo, mamo” – cover Niebiesko-Czarnych z 1963 roku. Świetna rzecz, która idealnie pasuje do stylu Bulbulatorsow. “Nie jestem głupcem” to dobry tekst o dostrzeganiu granic i różnic między pewnymi rzeczami; “Alko story” kontynuuje wątki zaczęte w choćby “Alko weekendzie” z poprzedniej płyty, czyli po prostu opowiada o tym, co lubimy najbardziej.
“Żywe trupy” to utwór numer 10; do niego został też nakręcony teledysk, który bonusowo znalazł się na płycie. Zaczyna się bardzo fajnie, niestety słodziutki refren i końcówka sprawiają, że nie mogę tego słuchać. Nie da się przy tym wypić wódki. Warto jednak zwrócić uwagę na wideoklip, na którym ucharakteryzowany zespół wygląda jak Cult of the Psychic Fetus (takie moje małe skojarzenie). Dwa ostatnie utwory to bardzo dobry cover Ramones (“Today your love, tomorrow the world”) i solidny “Aut punk aut nihil”, będący swego rodzaju manifestem zespołu.
Myślę, że gdyby nie złagodzenie brzmienia, to mogłaby to być rewelacyjna płyta; szkoda, że zespół nie chciał jej nagrać tak, by brzmiała nieco bardziej drapieżnie. W tym przypadku jednak nieco zawodzi – w szkolnej skali dałbym 3+ za te kilka bardzo dobrych utworów, takich jak “Nie chcę dorastać”, “Alko story” czy kawałek tytułowy.
Bulbulators – “Aut Punk Aut Nihil” – Noise Annoys 2007