Czym u licha jest Alien Sex Fiend?
Na scenie pojawia się łykowaty potwór o skwierczącym głosie; w szponach dzierży narzędzie do siania grozy. W głębi czai się makabryczna heroina i jej instrumentalny arsenał…
17. lipca 2004 – licho nie śpi. Pierwszy od prawie pięciu lat odzew; Nik znów czaruje dantejskimi gulgotami. Jęki, wycia i kosmiczne dźwięki – tak było na Zillo Festiwal. Od 1982 roku, kiedy w Londynie zawiązał się dziwaczny projekt pod nazwą Alien Sex Fiend, nastał dobry czas dla wielbicieli dźwiękowych spektakli zaprawionych sporą dawką wisielczego humoru.
Fiend Is Dead… and Well and Living in London
Spokojne małżeństwo z Brixton: ona lubi koty i nietoperze; ma sentyment do jednej rośliny – sałaty. On woli te do palenia. W dzień zazwyczaj śpią, w nocy pracują. „Nie słuchaj innych ludzi. W ten sposób nie osiągniesz wiele. Rób, co do ciebie należy” – oto ich dewiza. Gdyby nie oryginalne pomysły i ciekawe aranżacje, zapewne dziś znani byliby jako jeden z setek tanich zespołów lat 80, lub utonęli zapomniani w muzycznym bagnie kiepskich lokali tamtego czasu. Na tle ówczesnej muzyki wyróżnił ich styl – zastąpienie popularnych wtedy lekkich brzmień syntezatorów czymś zdecydowanie mocniejszym okazało się strzałem w dziesiątkę. Wraz z dziwacznością muzyki przyszedł czas na batcave.
Podziemie może być błogosławieństwem, lub przekleństwem – mimo, że zespół został powiązany z nurtem batcave, Nik określa swoją muzykę, poniekąd bardzo trafnie, jako space rock.
„Nie pasowaliśmy do tego kierunku.” – mówił w jednym z wywiadów. Dla Alien Sex Fiend londyński klub był tylko miejscem ekspresji, wyrażenia się przed dobrą publicznością, alternatywą dla grania w pubach przed kilkunastoosobową ekipą. „Nie sądzę, że jesteśmy na tyle niezrozumiali aby zostać w podziemiu” – komentuje dalej Fiend. Zespół nieustannie rozwijał się, natomiast pozostanie w obrębie jednego zawężonego kierunku być może prowadziłoby do niewybaczalnego zmanierowania stylu. Czemu Alien Sex Fiend zawdzięcza tak długotrwały żywot? Zaprzedanie się komercji, posunięte nawet do wyprodukowania muzyki dla gry komputerowej; ingerencja sił piekielnych? Nie. Za wszystko ponoszą odpowiedzialność…
Diabelna determinacja, kostnicza kreatywność i kubek herbaty
Dla członków zespołu praca nad Inferno była niezłą zabawą, ale też nauką – stworzenie ilustracji muzycznej dla gry komputerowej było zupełnie inne, niż typowa praca nad utworem. Ponieważ muzyka musiała współgrać ze scenariuszem, należało tak opracować kawałek, aby kończył się w określonej minucie. Nowe wyzwanie przyniosło nowe doświadczenia, a Alien Sex Fiend zawsze dożyli do rozwoju przez odkrywanie nowych form wyrazu. Było dużo rzeczy, które chcieli robić, pozostanie w podziemiu ograniczałoby zespół. „Chcemy tworzyć muzykę i sprzedawać nagrania. Jeśli nie będą się sprzedawać, nie będziemy mogli robić następnych” – mówił Nik.
Alien Sex Fiend od zawsze cechowała nieprzeciętna dynamiczność połączona z autentyzmem wyrazu. Jeśli ktoś prosił o występ, odpowiadali natychmiast: „jasne, jesteśmy gotowi!” Podczas gdy większość muzyków miała misternie poukładany plan koncertu, oni po prostu wychodzili na scenę i zachowywali się naturalnie. Kiedy podczas występu Yaxi grzmotnął głową w głośnik i był tak oszołomiony, że nie mógł grać, pozostali członkowie śmiali się z niego, a wraz z nimi publiczność. Najważniejsze jest bowiem, nie to, żeby ludzie reagowali: „o, super!’. Ważne, żeby w ogóle reagowali. Tworzą muzykę, bo jak wszyscy wkurzają się lub cieszą, zaś ekspresja działa jak terapia. „Największą inspiracją jest dla mnie życie – mówi Mr. Fiend – Nawet kubek herbaty ma swój wpływ.”
Czym u licha jest Alien Sex Fiend?
„Podłub w zębach i wyssij znaczenie” – śmieje się Nik.