Początek ostatniej dekady dwudziestego wieku nie był najlepszym czasem na granie muzyki, której lata największej popularności przypadały na wcześniejsze dziesięciolecie – nawet we Francji, która w latach osiemdziesiątych była na tym obszarze prawdziwą potęgą. Większość kultowych nowofalowych zespołów bądź się rozpadła, bądź wydawała swoje ostatnie, cieszące się coraz mniejszym zainteresowaniem płyty… A jednak, na początku 1990 roku bracia Marco (bas) i Vincent (wokale) Fallacara razem z ich kumplami z ogólniaka, Yannickiem Cadorem (gitara) i Renaudem Bec (klawisze) postanawiają założyć zespół w którym będą mogli grać muzykę swoich idoli – Joy Division, Minimal Compact, Babel 17, The Cure czy Taxi Girl… Niecałe sześć miesięcy po powstaniu, A Sordid Poppy wydaje własnym sumptem kasetę “Déhiscence”; po niej następuje seria intensywnych koncertów a niedługo potem zainteresowanie zespołem zdradza mały label Red Cloud; wynikiem tej współpracy jest kolejna sesja nagraniowa jak również koncerty w trakcie których supportują And Also The Trees. W niecały rok później, ze względu na tarcia między wokalistą a gitarzystą zespół rozpada się. W roku 1994 podejmowane są próby reaktywacji zespołu już bez Cadora i choć pozostanie po nich epka “Poussieres”, drogi muzyków rozchodzą się ponownie. Dopiero na początku 2008 roku Brouillard Définitif kontaktuje się z byłymi członkami zespołu, czego efektem finalnym jest opisywane poniżej wydawnictwo, dokumentujące prawie całość dokonań A Sordid Poppy – “The Holy Sides 1991-1992”.
Na płytę składają się ułożone chronologicznie dwa wymienione wyżej wydawnictwa. Pierwsze z nich ukazuje zespół o dwóch obliczach – jednym agresywnym i przebojowym zarazem – stanowią je otwierający płytę “The Holy Side”, “Les Restes”, czy “Silent Stairs” – znajdziemy w nich chwytliwe motywy wokalne, mocne, punkowe riffy i charakterystyczne klawisze – takie patenty brzmieniowe momentami przypominają sposób nagrania “Nowej Aleksandrii”, choć w sferze kompozycyjnej daleko im do prostoty i minimalizmu Siekiery. Drugie oblicze, czyli kawałki takie jak “The Old Face”, “The Square”, “From Asylum With Love” czy “Walking Across” (w którym dialog gitary i klawiszy przypomina wspomniane Taxi Girl), są w stosunku do poprzednich o wiele lżejsze; klawisze są bardziej wyeksponowane, gitary większość czasu obywają się bez ostrzejszych wstawek, utwory mają też często zadumany, melancholijny wydźwięk, potęgowany barwą głosu Vincenta. “Akt 1”, jak nazwano materiał z taśmy “Déhiscence”, kończy utwór “The Older Face”, któremu należy się kilka osobnych słów – zbudowany tylko na basie, klawiszach i wokalach, z niepokojącym, histerycznym klimatem, wbija się w pamięć równie skutecznie jak bardziej konwencjonalne propozycje zespołu.
W nagraniach z okresu współpracy z labelem Red Cloud kapela wyraźnie się rozwinęła – słychać już pewne “wyrobienie”, kompozycje są dużo bardziej zwarte a zarazem rozbudowane (jest to zapewne zasługa dokoptowania do składu drugiego gitarzysty, Pascala Tissota), zespół ogranicza użycie przesterów w gitarach na rzecz czystszych brzmień – mały wyjątek stanowi “Un Peu Trop De Glorie”, mocno kojarzący się z wcześniejszymi dokonaniami; Nie da się też nie zauważyć o niebo lepszej w porównaniu z poprzednikiem produkcji, która choć pozbawia kompozycje surowości, to dzięki różnym studyjnym zabiegom znacząco polepsza odbiór tej części dorobku zespołu. Mimo iż nie ma już w tych kawałkach przebojowości, która charakteryzowała debiutancką taśmę, jako całość materiał ten jest równie, jeśli nie bardziej udany co jego poprzednik. Wybijające się kompozycje to otwierający “Akt 2”, prawie dwunastominutowy “Dive!”, niepokojący “La Chambre” czy szybki “Dehors Il Y A…” – zwłaszcza w tym ostatnim słychać sporo Noir Désir, choć nie jest to jedyny (“Eros & Agape”) utwór z tej sesji w którym mocno słychać inspirację muzyków A Sordid Poppy swoimi sławnymi rodakami. Płytę zamyka bonusowe nagranie “She Falls At The Edge Of Time” – według mnie jedyne nie trafione na płycie, sprawia ono wrażenie nagranego nieco na siłę i odstaje od poprzednich – ten punkt akurat można sobie darować.
Konkludując – choć A Sordid Poppy istnieli bardzo krótko, nie odnieśli większych sukcesów i pozostali zespołem w dużej mierze nieznanym szerszej publiczności, na pewno zasłużyli sobie na to wydawnictwo. Kawałki które zawarto na płycie są udane, kilka z nich jest bardzo dobrych (“The Holy Side”, “The Older Face”, “Dive!”, “La Chambre”), na plusy ogólnie na pewno należy zaliczyć sprawność kompozycyjną muzyków, dryg do chwytliwych melodii, urozmaicenie i fajny klimat. Do tych zalet doliczyć wypada charakterystyczny wokal Vincenta Fallacary – bardzo wysoki i przenikliwy, stanowi on niezmiernie ważną część składową utworów A Sordid Poppy – szkoda trochę, że nie wszystkie teksty są po francusku – uważam że śpiewanie w ojczystym języku jest lepszym rozwiązaniem dla nieanglojęzycznych zespołów. Podsumowując, “The Holy Sides”, mimo znacznego czasu trwania, słuchałem bez uczucia znudzenia czy monotonii, i zasadniczo, poza nadmienionym wcześniej nagraniem bonusowym, uważam ten album za pozycję wartą przesłuchania.
A Sordid Poppy – “The Holy Sides (1991-1992)” – Brouillard Définitif 2008