Blue in Heaven powstał w Churchtown w Irlandii w 1982 roku z inicjatywy Shane’a O’Neilla (wokal). W składzie: wyżej wymieniony, Dave Clarke (perkusja), Declan Jones (bas), Eamonn Tynan (klawisze, gitara), pod kierunkiem znanego ze współpracy m.in. z Joy Division Martinem Hannettem nagrali w 1985 roku płytę, która jest kanonem “zimnej fali”.
Blue in Heaven poznałem, gdy około 1985 roku wpadł mi w ręce “Rolling Stone” z artykułem “In the Shadow of U2”. Autor, którego nazwiska ze względu na swój wiek mam prawo nie pamiętać, opisywał najbardziej obiecujące irlandzkie zespoły nowofalowe – w tym BiH. Żyliśmy wtedy w innych czasach, celebrowaliśmy piątą rocznicę śmierci Iana Curtisa słuchając “Closer” z kaseciaka (oczywiście mono) w świetlicy liceum, U2 było krótko po nagraniu ostatniej płyty z muzyką (czyli “The Unforgettable Fire”),a w Programie III PR puszczano zespoły z 4AD, które wydawały szczytowe dzieła. Być może pod wpływem pozytywnych recenzji z “Rolling Stone”, a może w wyniku własnej inspiracji, Jerzy Janiszewski przedstawił w trójce album “All the God’s Men”.
Jak można najkrócej opisać zawartość? Okładka przedstawia członków zespołu w otoczeniu duchownych różnych wyznań, biskupów, mnichów, itd. (co robi czerwonoarmista na rewersie?), czyli wszystkich ludzi boga. Muzycznie – nie da się ukryć, że ktoś kto zna Joy Division, zwłaszcza z okresu “Unknown Pleasures”, po usłyszeniu tej płyty łatwo odkryje piętno Hannetta (charakterystyczne “przepływające efekty dźwiękowe”, pogłos, wysunięty bas). Ale nie myślcie, że mamy do czynienia z kalką czy naśladownictwem JD. Nic z tego, mówimy o czymś co jest mroczne i dołujące, ale raczej mniej schematyczne, cieplejsze, chociaż równie chłodne. Bardzo cenię JD i jestem ich wielkim fanem od początku, jednak wydaje mi się, że BiH i Hannett na tej płycie stworzyli coś pośredniego między “Unknown Plesures” a “Closer”, również w warstwie tekstowej.
Moi faworyci z tej płyty to: “It’s Saturday”, “Julie Cries” (promujący płytę singiel), “Like a Child” oraz zamykający album “Slowly”.
Mało dziś znany i właściwie zapomniany zespół nagrał później album “Explicit Material”, jednak bez udziału Hannetta i zupełnie inny muzycznie (nie warto tracić czasu na słuchanie).
Płyta “All the God’s Men” niestety nie ukazała się (jeszcze?) na CD, ale w komisach można kupić winyl (cena to okło 8 Euro, ja zakupiłem swój w Niemczech, przez Internet). I jeszcze coś, niech nie zbije was z tropu pierwszy utwór (najsłabszy z całej płyty), czy to co znajdziecie na YouTube jeśli chodzi o teledyski (materiał z drugiej płyty).
Od znajomego Irlandczyka dowiedziałem się kilka lat temu, że grają do kotleta w jakimś pubie w Dublinie, cóż – dzisiaj to już panowie koło 50-tki…
W mojej klasyfikacji 9/10.
Blue In Heaven – “All The God’s Men” – Island 1985