Kiedy przystępowałem do słuchania najnowszej płyty Clan Of Xymox nie dawałem jej jakiś specjalnych szans na to, że może mnie zainteresować, a co dopiero zaskoczyć. Mając w pamięci dyskotekowe ciągoty Ronny’ego Mooringsa czekałem na kolejną podróż do jakiejś niemieckiej dyskoteki, gdzie ludzie bawią się w rytm elektro czy techno.
Moje obawy jakie wiązałem z tym wydawnictwem potwierdził pierwszym na płycie “Weak In My Knees” i właściwie na dobrą sprawę nie miałem ochoty słuchać tego krążka dalej, ale nie odważyłem się wcisnąć przycisku stop. Nie wiem czy uczyniła to jakaś ręka opatrznościowa, czy też sprawił to szacunek do wczesnych dokonań tego zespołu, ale dobrze się stało bowiem od tego momentu płyta zaczyna przypominać mi to za co rzeczywiście kocham Clan Of Xymox. Może nie są to klimaty znane z albumu “Medusa”, bowiem takie płyty nagrywa się tylko raz w życiu to jednak warto poświęcić kilkanaście wieczorów, aby zapoznać się z “Breaking Point” (2006). Znajdziemy na niej zarówno utwory bardzo dynamiczne z typowym nowoczesnym bitem, który jednak nie przeszkadza w odbiorze, jak i te nastrojowe, jesienne piosenki pokroju “Eternally”. Momentami czuć nawet atmosferę z płyt Fields Of The Nephilim jak choćby linia basu w początkowych sekundach “We Never Learn”. Brawo panie Moorings. Takie inspiracje są jak najbardziej na miejscu i dobrze rokują zespołowi na przyszłość. O równym poziomie materiału niechaj świadczy mój kłopot ze wskazaniem na najmocniejszy punkt tej płyty, bowiem każdy numer czymś urzeka. Dobrze, że Clan Of Xymox zrezygnowało z podbijania szturmem dyskotek, ponieważ to zadanie dla kogoś zupełnie innego. Zespół wrócił na tory na jakich czuje się najlepiej czyli do gotyckich brzmień przyprawionych elektroniką. Tego właśnie oczekuję od tej holenderskiej grupy. Proszę więc pamiętać panie Moorings, że każda z waszych płyt to coś na kształt wizytówki, dlatego drukujcie je na papierze najlepszej jakości jak robiliście to w rozkwicie lat osiemdziesiątych (“Clan Of Xymox” (1985), “Medusa” (1986), a nie wypuszczajcie podrzędnych kser i nie psujcie swojej legendy. Droga obrana na “Breaking Point” wydaje się być bardzo dobrym posunięciem i wierzę w to, że ten zespół nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Clan Of Xymox nie musi dziś już nic nikomu udowadniać. Mając w dyskografii takie pozycje jak choćby wspomniana już “Medusa” (1986) może tylko dbać o to by nie zepsuć wizerunku, na który tyle lat pracowało. “Breaking Point” kultywuje tradycje, ale nie jest archaiczny jeśli chodzi o brzmienie. To takie połączenie tradycji ze współczesnością. Dobrze wiedzieć, że pomimo tej nowoczesnej produkcji, tych wszystkich bitów muzyka Clan Of Xymox ma w sobie ciągle tego ducha dekadencji i przestała irytować, a znów zaczęła intrygować.
Jakub “Negative” Karczyński
Clan Of Xymox – “Breaking Point” – Pandaimonium Records 2006