Jungle Crow – Diamonds And Sand

Jungle Crow - Diamonds And SandTęsknicie za The Vanishing? Ja bardzo, ale raczej nie ma co liczyć na ich powrót, jako że Jessie Evans od ładnych paru lat interesuje się już nieco inną muzyką. Jej zespół okazał się jednak formacją wpływową, która dorobiła się już kilku całkiem niezłych naśladowców. Do tej grupy należy między innymi właśnie Jungle Crow – projekt Lauren Stork i Michaela Browdera, znanych tu i ówdzie z recenzowanych także na naszej stronie Deadbeats.

Przepis na muzykę jest tu prosty. Dominują syntezatorowe, niby bogate, ale w gruncie rzeczy jednak dość oszczędne aranżacje, uzupełniane tu i ówdzie saksofonem (kolejne podobieństwo do The Vanishing), wsparte dosyć monotonnym wokalem Lauren, która tym razem nie skanduje tak jak w Deadbeats, lecz stara się śpiewać bardziej konwencjonalnie. Jeśli w swoim drugim projekcie brzmi ona jak stała rezydentka szpitala psychiatrycznego, to w Jungle Crow jest to raczej skacowana bywalczyni akademika, snująca się po korytarzu w okolicach czwartej nad ranem. Taka jest też gra Michaela – nie tak agresywna i szalona, raczej leniwie snująca się i jeśli chcemy przy tym potańczyć, to właśnie pod koniec imprezy, gdy większość bywalców śpi na stołach lub pod nimi, a my staramy się wykrzesać z siebie resztki energii.

“Diamonds and Sand” na pewno nie jest albumem przełomowym, ale warto się nim zainteresować, jeśli ceni się zespoły typu The Vanishing czy Sixteens, które łączą post-punkowy mrok i chłodną elektronikę. Lauren i Michael odwalili tu kawał dobrej roboty, wydając ten album własnymi siłami. Wołają za niego tylko jedenaście dolców razem z przesyłką – chyba można się skusić?

Michał Karpowicz

www.myspace.com/junglecrow

 

Jungle Crow – “Diamonds And Sand” – Wydanie Własne 2010